Strony

Klucz do życia

Krótka notka. Ten filmik to doskonała inspiracja. Do pokonywania siebie, obejrzyj i pomyśl. Mamy za sobą o wiele więcej ludzi, którzy doświadczyli tego co my, tylko trochę wcześniej. Do tego, warto zastanowić się, czy jesteśmy na tyle silni, aby pokonać siebie, swoje słabości oraz lenistwo...

środa, 14 kwietnia 2010

Mnemosyne +18...

Moje dziecięce zainteresowania się znów wyłoniły. Dawno dawno temu oglądałem bajki, ba kto ich nie oglądał. Jednak te bajki to były te lecące na Polonii 1 (później zakodowali ten kanał i chyba się w rtl 7 zamienił). Jednakże, te bajki to anime prosto z kraju kwitnącej wiśni. Do tego po woli zaczynałem czytać :) także pojawiły się również komiksy. Z wiekiem, pojawiały się nowe bajki produkcji Japońskiej. Niestety nie miałem do nich dostępu. Gdy w Polsce zaczął się ukazywać magazyn "Kawaii" moje uczucia do tego typu kresek wróciły. Manga stała się moim hobby. Zwłaszcza Dragon Ball :)... Nie przedłużając....
Było trochę tego w moim życiu. Co mi się zawsze podobało w japońskiej animacji to obraz kobiety. Przesycony idealnością. Idealnymi kształtami o pięknych oczach...
Ostatnio, ktoś z forum książkowego polecił mi Mnemosyne.... Ałć...
Seria składająca się z 6 odcinków. Opowiadająca o nieśmiertelnych kobietach rozwiązujących zagadki...
Cóż od razu piszę, czasem można się zrazić do tego anime przez sceny. Krew, śmierć, golizna przetacza się przez serię.
Mi osobiście się podobało do 5 odcinka, w 6 już było jasne to i owo. Seria straciła na swym uroku i było trochę chorych akcji.
Oto co napisał użytkownik pewnego portalu na ten temat:
Zabicie osoby nieśmiertelnej nie jest lekkim kawałkiem chleba. W pewnych kręgach za najskuteczniejszy sposób uważa się dekapitację, poprzedzoną sakramentalną formułką „There can be the only one”. Obawiam się jednak, że i ta metoda zawiodłaby w przypadku Rin Asougi, głównej bohaterki Mnemosyne. Miała ona swego czasu szczęście wchłonąć ziarno półrealnego drzewa Yggdrasil, które wisi sobie nad światem. Jedno na milion z takich ziarenek daje nieśmiertelność, ale wyłącznie kobietom. Osoby takiej nie da się praktycznie w żaden sposób zabić – cokolwiek by się z nią stało, i tak odżyje. Dodać trzeba, że w przypadku profesji, jaką trudni się nasza bohaterka – prywatnego detektywa, jest to całkiem przydatna zdolność. Zwłaszcza że przeciwnicy, z którymi przychodzi jej się zmierzyć, lubią wystawiać na próbę jej zdolności regeneracyjne.
Oczywiście żaden Sherlock Holmes nie poradziłby sobie bez swojego Watsona. W przypadku Rin owym „paliwem napędzającym jej mózg” (a kto wie, czy przy okazji i nie coś innego?) jest Mimi, genialna hakerka ze słabością do wódki, podobnie nieśmiertelna, jak nasza pani detektyw. Obie bohaterki tworzą całkiem zgrabny duet, przy czym Rin zajmuje się zwykle fizyczną częścią roboty, zaś Mimi – gromadzeniem informacji. Mówiąc o postaciach, wspomnieć wypada jeszcze o Laurze – rudowłosym nemezis głównej bohaterki, która za cel postawiła sobie, najbardziej jak tylko można uprzykrzyć jej życie. Okazji zaś jej nie brakuje, gdyż przy niemal każdym śledztwie prowadzonym przez Rin przychodzi im ze sobą walczyć.
Mnemosyne to swoisty melanż kryminału i horroru, ozdobiony pokaźnymi ilościami przemocy i golizny. Jest to jedna z tych serii, w przypadku których dopisek "+18” wydaje się mieć pełne uzasadnienie. Rin raz po raz jest faszerowana ołowiem, ale akurat te sceny do zbyt brutalnych jeszcze nie należą, przynajmniej na tle takich atrakcji jak nadziewania bohaterki haczykami do ryb, polewanie jej kwasem lub nawet odgryzanie kawałków ciała. Do koloru, do wyboru, pełen przekrój. Do tego nieco mniejsza, ale wcale nie skromna dawka seksu – jest on najlepszym znanym Rin sposobem zapłaty za informacje. A że ciało ma posągowe, to i chętnych nie brakuje. Pojawia się jeszcze dość mocny wątek shoujo­‑ai, gdyż organizacja zajmująca się dostarczaniem informacji naszym bohaterkom składa się wyłącznie z niewyżytych seksualnie lesbijek.
Podejrzewam, że wszystko, co napisałem powyżej, raczej nie zachęca do zainteresowania się Mnemosyne. Cóż, trudno ów tytuł uznać za porywające pod względem fabularnym anime, widać gołym (nomen omen) okiem, że twórcy starali się upchnąć tu tyle golizny i przemocy, ile tylko można. Jednakże stara i sprawdzona prawda głosi, że nawet słabą serię może uratować dobrze napisana postać głównego bohatera. Mnemosyne stanowi niemal podręcznikowy przykład takiego casusu. Nie wykluczam, że to kwestia moich indywidualnych gustów, ale nie sposób nie polubić Rin. Nie jest, jak to zwykle bywa, nastolatką w szkolnym mundurku, ale dorosłą kobietą (zarówno fizycznie, jak i psychicznie) o długich, zielonych włosach i nieodłącznych okularach, ubierającą się gustownie, na dodatek dysponującą słusznych rozmiarów hmm… przesłaniem (miseczka D, na oko).
O ile pierwsze trzy odcinki to epizodyczne historie, poświęcone osobnym śledztwom, o tyle drugi łuk fabularny tworzy dość zgrabną całość. Twórcy, mając do dyspozycji nieśmiertelne postaci, zastosowali ciekawy zabieg – kolejne epizody rozgrywają się na przestrzeni lat 1990–2055, w efekcie czego klientem Rin bywa najpierw ojciec, a następnie jego dorosły już syn. Co więcej, stopniowo pojawiają się tu ciekawsze sprawy niż szalony naukowiec usiłujący skazić Japonię wirusem z czasów wojny. Przede wszystkim istotna jest kwestia wirtualnej rzeczywistości, nazywanej tu „2.0” (w odróżnieniu od świata realnego – „1.0”). W kolejnych odcinkach, dzięki skokom czasowym, obserwujemy postępujący wpływ sieci na życie, od Internetu jaki znamy, przez rozwój sztucznej inteligencji aż po sytuację, w której gotowe „skiny” np. ciuchów ludzie ściągają z Internetu i noszą na sobie. Niestety dość szybko to ciekawe, futurystyczne tło zostaje zastąpione rąbanką i bełkotem.
Trzy słowa ojca prowadzącego na temat technikaliów – przede wszystkim – przewijajcie opening! Wszyscy wiemy, jakie cuda Japończycy potrafią wyczyniać z angielskim, tu zaś mamy całą piosenkę śpiewaną w ten sposób. Dość dobrze za to prezentuje się oprawa graficzna. Nie mamy tu fontann krwi wystrzeliwujących z każdej, najmniejszej nawet rany. Jak to w seriach grozy bywa, gros akcji rozgrywa się w nocy, często w półmroku, co stanowi pewien dyskomfort w oglądaniu. Projekt postaci jest staranny, zaś całość – poważna, próżno szukać tu celowych, humorystycznych deformacji.
Podejrzewam, że piszę o serii – meteorze, o której dość szybko zapomnimy. Ani ona długa, ani wymagająca, zaś przesadne epatowanie nagością i przemocą może zniesmaczyć część widzów (inna bajka, że zapewne drugą część zachęci). Nie ma ona zbyt wiele do zaoferowania, poza naturalnie główną bohaterką. Ale ilu z was oglądało Hellsinga głównie dla Alucarda? Na tej samej zasadzie Mnemosyne można oglądać dla Rin.
Grisznak, 21 sierpnia 2008
 źródło:tanuki.pl

Ujął to w lepszy zdecydowanie sposób niż. JA. Jednakże, teraz po seansie tego anime dostrzegam głębszy sens. Obraz w świetny sposób ukazuje przemijanie, starzenie się osób. Główne bohaterki się nie zmieniają zewnętrznie tylko ludzie wokół ich. Akcja dzieje się na przestrzeni 50-60 lat. Świat się zmienia. W tym anime ukazane było również dążenie ludzkie do nieśmiertelności.
Co z tego wyniosłem to to, że muszę przeżyć życie tak aby nie żałować żadnej chwili.
Jakoś dopiero teraz po obejrzeniu tego anime wzięło mnie na przemyślenia.

0 komentarze:

Prześlij komentarz